Trochę mi się uzbierało przez ostatni miesiąc..zaczynam:
Nasze krótkie wakacje - dnia 1 października 2009 zawitaliśmy u mojego kuzyna Roberta w bardzo europejskiej stolicy-Brukseli..troszkę pozwiedzaliśmy..i Brukseli i Amsterdam (tak se) i Paryż który zasługuję na dłuższą relację..
Paryż - samo słowo wzbudzało we mnie emocje wiec nawet nie próbowałam sobie wyobrażać jak to będzie..po prostu chciałam tam wjechać z "oczyszczoną głową" by jak najwięcej zapamiętać obrazów, zapachów i dźwięków tego miejsca ..i chyba mi sie udało. Nie będę pewnie oryginalna mówiąc, ze zostawiłam cząstkę siebie w tym mieście ale kto był to wie jak jest:)
Mimo tego, że czas powrotu do domu się zbliżał bardzo nie mogłam się go doczekać ponieważ w planach był już remont długo wyczekiwanego mieszkanka..czekał nas 2 tygodnie urlopu na remont..
Po powrocie dosyć brutalnie dopadła mnie rzeczywistość a dosłownie kryzys.."masz dwa wyjścia albo dostaniesz wypowiedzenie (nie licz na odprawę!) albo kulturalnie za porozumieniem stron - masz 30min żeby się zastanowić..tak czy inaczej od jutra już tu nie pracujesz" i o..załamałam sie psychicznie na jakieś 20.. minut i rozpoczęłam intensywne poszukiwania pracy. tak intensywne, że 12.10 zostałam zwolniona a 15.10 zostałam zatrudniona :) i też w biurze podróży.
Szkoda mi tylko było tego, że niestety nie mogłam pójść na mój "remontowy urlop" ale cóż..i tu muszę podkreślić, że mój mąż daje rade najlepiej na świecie i ogarnia te wszystkie gładzie, grunty i cementy - Wypas, Bob Budowniczy to przy Tobie jakaś po-pierdółka:))
Remont szedł pełna parą i tak jakoś wszystko po naszej myśli aż do powrotu Pomidora (który była na wakacjach w Turcji 2 tygodnie! i że z all inclusive nie wspomnę;).. i tu szkoda mi słów (które bardzo bolą)w każdym razie remont trwa dalej ale.. (jeszcze długo o ile wogóle nie będę u siebie)..A żeby tego było mało moja nowa praca ..daje rade i wierze, że będzie lepiej (nic innego mi nie pozostało..)
No to by było na tyle na chwile obecną (06.11.2009 godz.13.08)..
cdn..
piątek, 6 listopada 2009
środa, 9 września 2009
..goi rany..
Całkiem niedawno w piękny, słoneczny dzień dopadło mnie wspomnienie ..
28 luty 2008 dzień moich urodzin, Altrincham, Manchester, UK niby zima a było chyba z +15 st, słońce świeciło aż ciężko był mieć otwarte oczy i to przyjemne ciepełko na twarzy...odbierałam smsy z życzeniami i miedzy innymi od mamy. który oczywiście łezkę wydusił mi z oka;) ale pamiętam, że było mi wtedy tak dobrze..czułam się taka szczęśliwa..i tu właśnie zaskoczenie moje...uświadomiłam sobie, że jednak ta "moja" Anglia pomimo wielu smutnych i bardzo cięzkich chwil dała mi też dni radosne, które bedę wspominać z rogalem na twarzy.. i chyba teraz, kiedy już prawie nie pamiętam tego co było złe częściej bedę chciała wspominać.
..i jeszcze jedna taka myśl przy okazji - to co teraz daje nam kopa w d..e i przygniata już za chwilę zostanie zgniecione przez piękną chwilę jakąś napewno..
czwartek, 25 czerwca 2009
środa, 15 kwietnia 2009
żona..
wtorek, 3 lutego 2009
..zabiorę Cię właśnie tam..
poniedziałek, 19 stycznia 2009
..brak słów..
poniedziałek, 12 stycznia 2009
invidia..
Subskrybuj:
Posty (Atom)